W świecie cyfrowym granice między rzeczywistością a fikcją stają się coraz bardziej rozmyte, a najnowsze doniesienia z frontu technologicznego tylko potwierdzają tę tendencję.
Widzieliście kiedyś influencera, który nigdy nie narzeka na brak snu, nie potrzebuje przerw na kawę i zawsze ma idealnie ułożone włosy? Nie, to nie kolejna bezsenna noc gwiazd Instagrama. To nowa era influencerów – wirtualni, stworzeni przez sztuczną inteligencję TikToka, którzy właśnie zaczynają podbijać świat reklamy.
TikTok, platforma znana z krótkich, chwytliwych filmików, postanowił pójść o krok dalej w integracji AI z codziennym życiem. Wprowadzenie wirtualnych influencerów to nie tylko pokaz technologicznych możliwości, ale też nowy rozdział w książce o marketingu cyfrowym. Czyż nie brzmi to jak scenariusz z „Black Mirror”? Tym razem jednak to czysta rzeczywistość.
Wirtualni influencerzy, tak jak ich ludzkie odpowiedniki, mogą promować produkty, uczestniczyć w kampaniach reklamowych i interaktywnie komunikować się z fanami. Różnica? Są dostępni 24/7, nie mają złych dni i, co najważniejsze, są w pełni kontrolowani przez firmy, które ich stworzyły. To idealni pracownicy w świecie, gdzie czas to pieniądz, a efektywność to klucz do sukcesu.
Ale czy powinniśmy już zacząć obawiać się o miejsca pracy prawdziwych influencerów? Na razie wydaje się, że wirtualni celebryci są traktowani raczej jako ciekawostka niż pełnoprawna konkurencja. Jednak w świecie, gdzie technologia rozwija się w zastraszającym tempie, kto wie, co przyniesie przyszłość?
Oczywiście, jak to zwykle bywa, nie wszyscy są fanami tego pomysłu. Krytycy argumentują, że wirtualni influencerzy mogą przyczynić się do dalszego zacierania granic między tym, co autentyczne a co wyreżyserowane, co może mieć niebagatelny wpływ na percepcję rzeczywistości przez młodsze pokolenia. Czy naprawdę chcemy żyć w świecie, gdzie trudno odróżnić prawdziwego człowieka od programu komputerowego?