Giganci technologiczni na wojnie z fałszem AI
Wybór redakcji Prawo Technologia

Giganci technologiczni na wojnie z fałszem AI

Wirtualny świat, realne wybory – giganci technologiczni biorą się za bary z AI

W epoce, gdzie sztuczna inteligencja zaczyna wygrywać z ludźmi w szachy, Go i… zdawać się może, w manipulowanie wyborami, giganci technologiczni postanowili zabrać głos – i to nie byle jaki. Microsoft, Google i Meta, czyli trójka internetowych muszkieterów, którzy na co dzień walczą o nasze kliknięcia, like’i i czas spędzony w wirtualnej rzeczywistości, ogłosili, że wezmą pod lupę zagrożenia związane z AI w kontekście wyborczym. Czyżbyśmy byli świadkami historycznego momentu, kiedy to wielkie korporacje stają w obronie demokracji? Czy może to po prostu PR-owy szach-mat?

Zanim jednak zaczniemy snuć teorie spiskowe, przyjrzyjmy się faktom. W końcu, w erze informacji, kto jest szybszy ten lepszy – a my chcemy być tymi, którzy dostarczą wam najświeższe wieści z pierwszej ręki, zanim AI zdecyduje, że lepiej będzie, jak zostaniecie w nieświadomości. Zapnijcie pasy, bo w świecie technologii, nawet najmniejszy update może wywołać efekt motyla – a skrzydła tego motyla właśnie zaczęły trzepotać.

Gdyby sztuczna inteligencja mogła głosować, to na kogo by postawiła? Na kandydata progresywnego, który przyśpieszy rozwój technologii, czy może na konserwatystę, który powstrzyma jej ekspansję? Na szczęście na razie AI nie ma prawa wyborczego, ale to nie znaczy, że nie próbuje mieć wpływu na wyniki wyborów. A przynajmniej takie obawy mają giganci z Doliny Krzemowej, którzy postanowili połączyć siły i stworzyć sojusz przeciwko potencjalnym zagrożeniom, jakie AI może stanowić dla procesów demokratycznych.

Microsoft, Google i Meta, czyli trzy firmy, które razem potrafią zapanować nad naszym cyfrowym życiem lepiej niż nasze własne matki, obiecali podjąć konkretne działania, aby zapobiec wykorzystywaniu AI do wpływania na wybory. W świecie, gdzie każdy klik jest monitorowany, a każde słowo analizowane, to nie lada wyzwanie. Ale czyż nie jest to najbardziej ekscytujący odcinek „Black Mirror”, który oglądamy na żywo?

Podczas gdy my, zwykli użytkownicy Internetu, martwimy się, czy nasze zdjęcie z wakacji zdobędzie wystarczającą liczbę serduszek na Instagramie, te technologiczne potęgi biorą na siebie odpowiedzialność za ochronę demokracji. Brzmi to trochę jak fabuła filmu science fiction, ale przecież w XXI wieku rzeczywistość często prześciga fikcję. Microsoft, Google i Meta zobowiązali się do większej przejrzystości, walki z dezinformacją i oczywiście – jak to w korporacyjnym języku bywa – „współpracy”.

Co to oznacza w praktyce? Na pewno nie będziemy świadkami cyfrowej wersji „Avengers”, gdzie AI w roli złoczyńcy staje naprzeciwko superbohaterów z logo znanych marek na piersiach. Raczej spodziewajmy się bardziej subtelnych ruchów, takich jak usprawnienie algorytmów wykrywających fake newsy czy też zwiększenie transparentności reklam politycznych. A może – kto wie – będziemy mieli do czynienia z nową generacją chatbotów, które zamiast sprzedawać nam kolejne gadżety, będą namawiać do udziału w wyborach. Oby tylko nie zaczęły dyskutować o polityce przy świątecznym stole…

Ironia losu chce, że w czasach, kiedy technologia daje nam niemal nieograniczone możliwości, musimy walczyć z jej ciemną stroną, która może wpływać na nasze decyzje polityczne. Ale spokojnie, nie jesteśmy bezbronni – przecież mamy po swojej stronie gigantów, którzy obiecali czuwać nad cyfrowym porządkiem. Czy to wystarczy, aby AI stało się naszym sprzymierzeńcem, a nie manipulatorem? Czas pokaże. Tymczasem, pamiętajcie, by nie wierzyć wszystkiemu, co przeczytacie w Internecie… no chyba, że to ten artykuł – tutaj mówimy tylko prawdę, obiecujemy!