Wybór redakcji Business

Gdzie się kończy wybór, a zaczyna monopol? Google znów przed sądem, a Perplexity oferuje wybór

Każdy z nas zna ten moment – nowy smartfon, świeży ekran powitalny, a tam… już czeka cały zestaw aplikacji, których nie zamawialiśmy. Przeglądarka? Jest. Wyszukiwarka? Też. Asystent głosowy? Oczywiście od Google. I choć to wygląda jak standard branżowy, amerykański rząd mówi: dość.

W sierpniu zeszłego roku Departament Sprawiedliwości USA orzekł, że Google nadużywa swojej pozycji rynkowej, kontrolując nie tylko to, co znajdzie się na naszym telefonie, ale też czego tam nie będzie. A wszystko to dzięki sprytnym (czytaj: bezwzględnym) kontraktom z producentami smartfonów i operatorami.

W tym tygodniu Google znów siada na ławie – tym razem po to, by usłyszeć, jaka „kara” mu grozi. A sprawa jest gorąca jak świeżo zaktualizowany Android, bo dotyczy przyszłości nie tylko wyszukiwarek, ale całej cyfrowej gospodarki.

Otwartość systemów? Tylko na papierze

Nie można zapominać, że Google zrobił też wiele dobrego. Android i Chromium jako otwarte platformy napędziły rozwój mobilnego internetu i sztucznej inteligencji. Ale jak to mówią – „diabeł tkwi w licencji”.

Bo choć Android to open-source, to już warunki współpracy z Google przypominają bardziej warunki z mafijnego filmu niż umowę partnerską. Chcesz mieć Google Maps? Świetnie, ale musisz też przyjąć całą paczkę aplikacji. Chcesz zarobić na preinstalacjach? To nie śmiej myśleć o konkurencyjnej wyszukiwarce.

W 2009 roku było ich 12. W 2014 – już 30. Dziś 6 z nich jest nieusuwalnych. A przecież nie wszystkie są najlepsze – czy ktoś naprawdę z wyboru korzysta z Muzyki Google?

„Konkurencja jest tylko o jeden klik dalej”? No właśnie nie.

Google lubi powtarzać, że konkurencja jest „na wyciągnięcie ręki”. Ale spróbuj zmienić domyślną wyszukiwarkę na Androidzie – to 4 lub 5 kliknięć w zakopanych ustawieniach, których większość użytkowników nigdy nie odwiedzi. To jak mówić, że można wyjść z labiryntu – wystarczy znać plan i mieć kompas.

Co dalej? Może nie rozbić, tylko rozluźnić

Trzy propozycje rozwiązania. Dwie z nich są, powiedzmy to szczerze, średnio trafione: sprzedaż Chrome’a albo wymuszenie udostępnienia danych Google’a innym firmom. Trzecia – i najrozsądniejsza – zakłada oddzielenie Androida od obowiązku pakowania w niego całego ekosystemu Google.

To pozwoliłoby producentom i operatorom swobodnie dobierać aplikacje. A nam, użytkownikom, dałoby wreszcie prawdziwy wybór.

Perplexity: Nie chcemy być Google, chcemy być obok

W całą sprawę zaangażowana jest też firma Perplexity – nowy gracz, który nie udaje, że chce być drugim Google’em. Oni po prostu chcą być opcją. Asystentem, który odpowiada. Wyszukiwarką, która szuka mądrze. Produktem, który zdobywa serca, a nie kontrakty.

Jak mówią sami: nie chodzi o to, by konkurować z Google. Chodzi o to, by pozwolić ludziom wybrać. I nawet jeśli ktoś kiedyś zrobi coś lepszego od Perplexity – to świetnie. W końcu o to w tym chodzi.

Źródło

Wyjście z wersji mobilnej