W środę w Waszyngtonie, przy dźwiękach hymnu „God Bless the USA”, Donald Trump ogłosił swój najnowszy plan: uczynić Stany Zjednoczone światowym liderem w dziedzinie sztucznej inteligencji. To nie tylko hasła. Podpisane zostały trzy rozporządzenia wykonawcze, które mają… no cóż, z jednej strony rozpędzić AI do granic możliwości, a z drugiej — zepchnąć na margines wszystko, co według Trumpa pachnie „ideologiczną poprawnością”.
1. Zakaz „woke AI” w administracji
Najbardziej kontrowersyjne rozporządzenie nosi tytuł: „Zapobieganie Woke AI w administracji federalnej”. Jego głównym celem jest zakazanie współpracy rządu z firmami, których algorytmy nie są — cytując — „ideologicznie neutralne”. Pod tę definicję podciągnięto m.in. wątki dotyczące różnorodności, równości i inkluzywności (DEI), które dokument określa jako „destrukcyjne ideologie”.
Zdaniem prezydenta, AI nie może być nośnikiem tzw. „lewicowych dogmatów”, a jego celem jest ochrona „amerykańskich wartości” i wolności słowa. Krytycy twierdzą jednak, że eliminując algorytmiczne rozważania o rasie, płci czy zmianach klimatu, znacznie trudniej będzie mówić o jakiejkolwiek obiektywności. Ale, jak mawiał kiedyś Mark Twain: „Lepiej milczeć i uchodzić za głupiego, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości” — a tu milczenia nie było.
2. AI ponad wszystko: eksport i pełna deregulacja
Trumpowy „AI Action Plan” przypomina listę życzeń branży technologicznej z Doliny Krzemowej — i nic w tym dziwnego, bo współtworzyli go m.in. David Sacks (eks-PayPal), gospodarze podcastu „All-In” oraz szereg inwestorów, którzy otwarcie wspierali kampanię Trumpa.
Plan zakłada ekspansję amerykańskich technologii AI na rynki zagraniczne oraz eliminację przeszkód w ich wdrażaniu na rynku krajowym. Mowa tu zarówno o uproszczeniu procedur dla budowy nowych centrów danych, jak i… zniesieniu przepisów środowiskowych. „Każda firma będzie mogła zbudować własną elektrownię” — zapowiedział Trump. Brzmi jak marzenie Elona Muska i zarazem koszmar Gret’y Thunberg.
3. Więcej prądu, mniej klimatu
Sztuczna inteligencja potrzebuje mocy — i to ogromnej. Trump chce więc dodać do amerykańskiej sieci energetycznej tyle samo mocy co… Chiny. Prąd miałby pochodzić z gazu, węgla i atomu, a tempo budowy centrów danych miałoby być ekspresowe. By to osiągnąć, plan uderza w tzw. „klimatyczne dogmaty” i proponuje poluzowanie przepisów o czystym powietrzu i wodzie.
Przypomnijmy: data center’y są energożerne jak stare amerykańskie krążowniki szos z lat 70. UN ostrzega, że bez zielonej energii do 2030 roku może być krucho z realizacją celów klimatycznych. Ale Biały Dom zdaje się tego nie słyszeć.
4. Jeden naród, jedna ustawa, jedna AI?
Trump zaznaczył również, że regulacje dotyczące AI powinny obowiązywać na poziomie federalnym, eliminując tym samym „agresywną” politykę poszczególnych stanów. Agencje rządowe mają nie finansować regionów, które narzucają „uciążliwe przepisy”.
W skrócie: jeśli np. Kalifornia będzie chciała chronić prywatność użytkowników albo środowisko naturalne – może pocałować fundusze federalne na do widzenia.
5. Technorealizm kontra akcjonizm
Chociaż Trump zjednoczył wielu inwestorów i CEO z Big Techu — w tym z Meta, OpenAI, Amazona czy Nvidii — to nie wszyscy są zachwyceni. Ponad 100 organizacji społecznych, związkowych i ekologicznych podpisało się pod kontrpropozycją: „People’s AI Action Plan”, który kładzie nacisk na bezpieczeństwo, prywatność i prawa pracowników.
Anthony Aguirre z Future of Life Institute ostrzega: „Technologia to nie fala, którą można zatrzymać, ale też nie tsunami, któremu trzeba się biernie poddać”. Wskazuje, że poleganie na „dobrowolnych deklaracjach bezpieczeństwa” ze strony korporacji to zbyt mało, by uchronić społeczeństwo przed biobronią, masowymi zwolnieniami czy utratą kontroli nad technologią.
Trump rzuca rękawicę – nie tylko AI „z lewicową agendą”, ale i dotychczasowym zasadom gry. W zamian proponuje silne państwo technologiczne, oparte na deregulacji, narodowej lojalności i… niezdefiniowanych „amerykańskich wartościach”. Czy to strategia na miarę XXI wieku czy polityczny teatr dla Doliny Krzemowej? Odpowiedź — jak zwykle — zależy od tego, kto zasiada po której stronie mikrofonu.