Seks, Kłamstwa i Deepfake’i
Bezpieczeństwo Etyka Prawo Wybór redakcji

Seks, Kłamstwa i Deepfake’i

Zanim zaczniemy mówić o poważnych sprawach, pozwólcie, że podzielę się z Wami pewną refleksją. Żyjemy w czasach, gdzie technologia rozwija się z prędkością światła, a nasze smartfony mają więcej mocy obliczeniowej niż komputery, które posłały człowieka na Księżyc. Niesamowite, prawda? Ale jak to zwykle bywa, każdy medal ma dwie strony. Wraz z niesamowitymi możliwościami, które niesie postęp, pojawiają się także nowe wyzwania i zagrożenia, o których nasi dziadkowie nawet by nie pomarzyli. Jednym z takich nowoczesnych dylematów są tzw. deepfakes, czyli zaawansowane techniki manipulacji obrazem, pozwalające na tworzenie niezwykle realistycznych fałszywych wideo.

Ostatnio temat ten zyskał na znaczeniu po tym, jak świat obiegły informacje o tworzeniu niezgodnych z prawem deepfake’ów z udziałem znanych osobistości. Przygotujcie się zatem na dawkę poważnej rozmowy, przetykanej szczyptą humoru, bo jak mawiali starożytni Rzymianie – „veritas in jest”.

Witajcie w świecie, gdzie „zobaczyć” można wszystko, a „prawdziwość” to pojęcie względne. Tak, mówimy o deepfake’ach, które ostatnio stały się gorącym tematem dyskusji – i to nie tylko wśród tech-brosów. Wyobraźcie sobie, że pewnego pięknego, słonecznego dnia logujecie się na Twittera, a tam… Wasza ulubiona gwiazda pop w roli głównej w filmie, o którym nawet nie wiedziała. Brzmi jak zły sen, prawda? No cóż, dla Taylor Swift i wielu innych celebrytów stało się to nieprzyjemną rzeczywistością.

Teraz, zanim ktoś z Was zacznie wyszukiwać „Taylor Swift deepfake”, zastanówmy się wspólnie nad moralnymi i prawymi aspektami takiej działalności. Bo choć technologia AI jest fajna, to wykorzystywanie jej do tworzenia nieautoryzowanych materiałów erotycznych jest… cóż, mniej fajne. A właściwie to wcale nie fajne. Właśnie dlatego światło dzienne ujrzał nowy projekt ustawy, który ma na celu walkę z tym cyfrowym potworem.

Wiesz, co jest mniej sexy niż niechciane deepfake’i? Prawo. Ale czasami musimy porozmawiać o tych nudnych rzeczach, żeby zapewnić, że nasze wirtualne podwórko jest bezpieczne. W końcu nikt z nas nie chce być gwiazdą amatorskiego filmu science fiction bez własnej zgody, prawda? Projekt ustawy zakłada, że tworzenie i rozpowszechnianie takich materiałów bez wyraźnej zgody osób przedstawionych na nich będzie traktowane jako przestępstwo. I słusznie, bo kto by chciał, żeby jego cyfrowy sobowtór uprawiał miłość z każdym, kto ma dostęp do odpowiednich narzędzi i zbyt dużo wolnego czasu?

Nie oszukujmy się – walka z deepfake’ami będzie jak gra w kotka i myszkę. Ale przynajmniej teraz mamy nadzieję, że kot będzie miał lepsze narzędzia do łapania tych przebiegłych gryzoni. A tymczasem, pamiętajcie, że nie wszystko, co błyszczy w internecie, jest złotem… Czasami jest to po prostu dobrze wykonany deepfake, który może sprawić, że będziecie potrzebować dobrego prawnika.

Tak więc, drodzy czytelnicy, nie dajcie się zwieść cyfrowym iluzjom i pamiętajcie, żeby zawsze czytać drobny druk – nawet jeśli znajduje się on na dole ekranu smartfona. W końcu, jak mówi stare porzekadło: „Lepiej dmuchać na zimne niż oglądać siebie w deepfake’owym porno”. A teraz, pozwólcie, że wrócę do bezpiecznego świata słów, gdzie największym zagrożeniem jest jedynie literówka.

Źródło